Swoją drogą, warto wspomnieć, że jeszcze kilkanaście lat temu głośno było o nielegalnym handlu żółwiami lądowymi, przechowywanymi w niehumanitarny sposób. Jednak to, czy żółw jest dostarczany do nabywcy w sposób dla niego „dogodny” czy nie, to dopiero początek problemu. Sama hodowla bowiem wymaga przede wszystkim zdobycia odpowiedniej wiedzy. Żółwiowi lądowemu zapewnić należy odpowiednio duże terrarium, piasek, optymalną dla niego temperaturę, specjalną lampę i - nie zawsze łatwe do zdobycia - pożywienie… Jednym z najpoważniejszych i najbardziej brzemiennych w skutki błędów popełnianych podczas hodowli lądowych żółwi jest karmienie ich samą tylko sałatą. Roślina ta ma bardzo mało wartości odżywczych. Niedostarczenie żółwiowi odpowiedniej ilości witamin prowadzi z kolei do awitaminozy, a ta powoduje m. in. deformację skorupy, spowodowaną nieprawidłowym jej wzrostem. To w konsekwencji powoduje, że zwierzę może mieć problemy z chodzeniem, ponieważ nieodpowiednio wykształcona tylna, dolna część skorupy sprawia, że w pewnym momencie żółw zamiast poruszać tylnymi łapami ciągnie je za sobą, przez co chodzi wolniej, co z kolei źle wpływa na perystaltykę jelit. Dlatego dieta żółwia lądowego musi składać się z roślin bogatych w wartości odżywcze, np. brokułów, czy jarmużu. Wzbogacana powinna być specjalnym pożywieniem tworzonym specjalnie dla żółwi, które, nota bene, nie każdemu właścicielowi skorupy musi smakować.
Poza tym, nawet najstaranniej dobrana dieta i najbardziej przypominające naturalne otoczenie projekty wnętrz terrariów nie zastąpią zwierzętom ich środowiska naturalnego i zawsze będą tylko jego atrapą, produktem zastępczym, półśrodkiem.
Takie, banalne pewnie stwierdzenie otwiera drogę do – prowadzonych już zresztą niejednokrotnie - dyskusji na temat praw zwierząt. Można się zastanawiać na przykład, czy jako ludzie mamy prawo zamykać różnego rodzaju stworzenia w klatkach, po to tylko, by można było zobaczyć je na żywo, pokazać dzieciom i spędzić ciekawie czas spacerując po ogrodzie zoobotanicznym. W końcu dla dzieci zawsze to jakaś atrakcja i przyjemność. Natomiast to, czy dla oglądanych „okazów” czas spędzany w ZOO jest rzeczą równie przyjemną, uznać należy niewątpliwie za kwestię mocno dyskusyjną.
Dlatego lepiej może warto byłoby zastanowić się nad tym, czy na pewno nie jesteśmy w stanie zapewnić dziecku innych, może bardziej rozwijających atrakcji niż wycieczka po ZOO, a jako zwierzę domowe zaproponować małemu, zainteresowanemu światem zoologowi na przykład szczeniaka ze schroniska. Nawet jeśli w domu jest już jeden pies, może warto zaopiekować się drugim, zamiast sprowadzać z dalekich (znacznie cieplejszych!) krajów niełatwego w utrzymaniu żółwia.